Kwartalnik Filmowy
109 (2020)
s. 86-105
„Kwartalnik Filmowy” nr 109 (2020)
ISSN: 0452-9502 (Print) ISSN: 2719-2725 (Online)
https://doi.org/10.36744/kf.270
© Creative Commons BY-NC-ND 4.0
Karolina Kosińska
Instytut Sztuki Polskiej Akademii Nauk
https://orcid.org/0000-0003-1096-878X
Architektura, urbanistyka
i wspólnota – Byker Sirkki-Liisy Konttinen
Słowa kluczowe:
Sirkka-Liisa
Konttinen;
kolektyw Amber;
kino brytyjskie;
realizm
społeczny;
architektura;
urbanistyka;
wspólnota
Abstrakt
Tekst skupia się na projekcie Byker (1983) Sirkki-Liisy Konttinen –
członkini kolektywu Amber z Newcastle dokumentującego życie
społeczne środowisk robotniczych w północnej Anglii – który z jednej strony stanowił zapis transformacji osiedla Byker (władze miasta
zdecydowały o jego wyburzeniu, a rzędy szeregowców, uznanych za
slumsy, miała zastąpić nowoczesna zabudowa autorstwa Ralpha
Erskine’a), z drugiej wpisywał się w żywą dyskusję na temat architektury i urbanistyki powojennej Brytanii. Kosińska stara się dowieść, że film Byker, choć nostalgiczny w tonie, jest przede
wszystkim – z racji hybrydycznej formy, ale i złożonych chwytów
retorycznych – próbą symbolicznego odwrócenia procesu niszczenia i (re)konstrukcji wspólnoty, przywrócenia jej kontroli nad przestrzenią. Autorka wykorzystuje tezy Annabell Honess Roe i teorie
przestrzeni jako konstruktu społecznego Henri’ego Lefebvre’a,
a wpisując film w kontekst urbanistyczny, sięga też do raportu Petera Malpassa rozbijającego mit sukcesu, jaki towarzyszył przebudowie Byker.
Artykuł powstał na podstawie referatu wygłoszonego podczas III Zjazdu Filmoznawców i Medioznawców („Przestrzenie – praktyki – artykulacje”, Uniwersytet Łódzki, Łódź, 17-19 czerwca
2019 r.).
Publikacja w ramach projektu badawczego: Brytyjskie powojenne kino społeczne finansowanego
przez Narodowe Centrum Nauki (2014/13/B/HS2/02638).
86
s. 86-105
109 (2020)
Kwartalnik Filmowy
Sirkka-Liisa Konttinen, fińska fotografka, pojawiła się w Newcastle w 1969 r., wraz
z uformowanym rok wcześniej w Londynie kolektywem Amber, grupą młodych artystów
zajmujących się przede wszystkim fotografią i filmem. Członkowie tej grupy, w dużej części
wywodzący się z klasy robotniczej, zdecydowali się przenieść w północne, postindustrialne
rejony kraju, by na nowo związać się z kulturą proletariacką, z której nie tylko wyszli, ale
którą też niejako porzucili, pnąc się po szczeblach klasowego awansu społecznego, jaki
umożliwiały im studia na uczelniach artystycznych. Poczucie wykorzenienia, a co za tym
idzie, braku przynależności do którejkolwiek z klas, świadomość, że edukacja nieuchronnie
i trwale izoluje od rodzimej (robotniczej) kultury1, stały się impulsem do powrotu, budowania na nowo relacji z tą kulturą, celebracji jej etosu i tradycji.
Konttinen nie wpisywała się w ten model, przychodziła z zewnątrz – z nowym otoczeniem nie była związana ani klasowo, ani narodowo czy kulturowo. Nie znała miejscowego dialektu, nie orientowała się w lokalnych relacjach. Znalazła się jednak w samym
sercu proletariackiej wspólnoty – zamieszkała w Byker, dzielnicy pracowników pobliskich
kopalni i stoczni. Gęsta, tarasowa zabudowa osiedla, powstała jeszcze w czasach wiktoriańskich, mocno już podupadała, stopniowo zamieniając się w slumsy. W wielu mieszkaniach nie było łazienek, nieremontowane domy przestawały być bezpiecznym schronieniem
dla mieszkańców. Jeszcze w latach 50. część budynków uznano za niezdatne do zamieszkania, a w 1966 r. władze miasta Newcastle zdecydowały o wyburzeniu dzielnicy i wybudowaniu na jej miejscu nowoczesnego osiedla mieszkaniowego. Do opracowania tak
szeroko zakrojonego projektu urbanistycznego zaproszono Ralpha Erskine’a, brytyjskiego
architekta pracującego w Szwecji. Rozbiórka i budowa miały się odbywać jednocześnie, by
lokalną społeczność można było przenosić od razu ze starych mieszkań do nowych. Planowano zachować strukturę sąsiedztwa, Byker jako wspólnota miało przetrwać.
Pod koniec lat 60., kiedy Konntinen zamieszkała w Byker, w dużej mierze trwał
jeszcze stary porządek rzeczy. Szeregi ciasnych domów ciągnęły się wzdłuż niekończących
się, schodzących w dół wzgórza ulic, stanowiących forum i scenę otwartego lokalnego
życia. Mężczyźni pracowali, a życie społeczne kobiet polegało na spotkaniach w kolejkach,
wspólnej pracy, rozmowach na progu domu. W latach 60. kultura robotnicza wciąż trzymała się tradycyjnych (patriarchalnych) wzorów, zachowując wsobność i wyraźnie izolując
się od wyższych warstw społeczeństwa2. Młoda artystka z dalekiego kraju była w tym środowisku elementem egzotycznym, co – paradoksalnie – pozwoliło jej wniknąć w hermetyczny świat Byker. Konttinen zdawała sobie sprawę ze swojej sytuacji uprzywilejowanego
obcego: byłam z zagranicy i to dawało mi jeden przywilej – mogłam być wścibska i każdy mi to wybaczał3. To zapewniało jej neutralność, stawiało poza hierarchicznym układem relacji, ale
też i zwalniało od przestrzegania rygoru tradycyjnej społeczności robotniczej w jej drobnych
(brak zasłonek w oknie) i poważniejszych (niezależność i samodzielność) przejawach. Nie
znaczy to, że młoda fotografka z Finlandii, po studiach w Londynie, została z miejsca przyjęta do lokalnej wspólnoty: na początku mieszkańcy Byker traktowali mnie z życzliwością pomieszaną z podejrzliwością. Nie mogli uwierzyć, że robię zdjęcia okolicy, bo po prostu podoba mi się to
miejsce; nie wiedzieli, co myśleć o tym, że nie chcę pieniędzy za ich portrety. Myśleli, że albo jestem
wtyką z opieki społecznej, albo że coś jest ze mną nie tak4. Powoli jednak wrastała w Byker. Jak
to dumnie zaznaczyła moja sąsiadka, Nancy: kiedy pojawiła się na naszej ulicy, nie odróżniała „hello”
od „tarra”, a teraz mówi po fińsku z naszym akcentem5.
To stopniowe wnikanie w społeczność miało kluczowe znaczenie dla fotografii
Konttinen: Byker najpierw stało się jej domem, a dopiero potem tematem pracy: kiedy zamieszkałam w Byker, nie myślałam o projekcie artystycznym. Ale ponieważ i tak zawsze fotografowałam, zaczęłam robić zdjęcia i tu. Dość szybko poczułam, że to jest coś, czemu chcę poświęcić swój
87
Kwartalnik Filmowy
109 (2020)
s. 86-105
czas, pokochałam to miejsce, zyskałam dostęp do życia tutejszych mieszkańców (…). I w końcu zrozumiałam, że naprawdę muszę udokumentować to miejsce, zanim zniknie6. Tak więc kiedy Konttinen
zaczęła fotografować ulice i domy, była jeszcze obca, ale też już i „swoja”. Jej perspektywa
jest jednocześnie zewnętrzna i wewnętrzna – i to w dwójnasób zadziałało na jej korzyść: to,
że byłam poza strukturą klasową, bardzo mi pomogło, bo nie można mnie było ulokować w żadnym
punkcie tej skali. Przez długi czas wymykałam się klasyfikacji, przekonując wszystkich, że jestem studentką (miałam przecież 20 lat), a studenci mogą robić, co chcą, są zawsze usprawiedliwieni. To, że
byłam cudzoziemką, tłumaczyło również, że jestem ciekawska, że chcę zrozumieć, jak ludzie żyją. To
był rodzaj przywileju. Ale, co także istotne, ja tu mieszkałam, nie przychodziłam z zewnątrz, ludzie
mnie znali. Kobiety z mojej ulicy były bardzo wścibskie – podpatrywały, kto do mnie przychodzi, czy
wychodzę, czy wracam, czy jadę gdzieś na rowerze, ciągle coś komentowały. Ale też opiekowały się
mną, troszczyły, bo postrzegały mnie jako biedną małą dziewczynkę, która mieszka sama z dala od
domu7. Gdyby Konttinen wprowadziła się do Byker jako artystka zainteresowana światem
proletariatu, z gotowym planem i z góry założoną tezą, nawiązanie organicznej relacji z lokalną wspólnotą, z opisywaną rzeczywistością w ogóle, byłoby niemożliwe. Byłaby jedną
z „Nich”, nie z „Nas”, by odwołać się do sztywnego podziału, jaki można dostrzec w tradycyjnej kulturze brytyjskiej klasy robotniczej8. Ale Konttinen została włączona w społeczność
i mogła się o niej, czy też w jej imieniu, wypowiadać bez protekcjonalnego tonu.
W niegdysiejszym salonie fryzjerskim artystka zaaranżowała studio. Okoliczni
mieszkańcy z początku nieufnie, ale coraz częściej, decydowali się na portret, czasem pierwszy w życiu. Miałam studio fotograficzne i ciemnię na głównej ulicy handlowej, na witrynie robiłam
wystawy zdjęć. To było zaraz koło przystanku, więc wszyscy mogli je zobaczyć – zdjęcia na których
byli oni sami, sąsiedzi, wszyscy. Zapraszałam ludzi, żeby ich fotografować, ale też chciałam, by przynosili ze sobą opowieści. I stare zdjęcia. Studio nie trwało długo, kilka miesięcy, wtedy zdecydowałam,
że chcę fotografować ludzi w ich domach9. Konttinen chciała utrwalić obraz każdego domostwa,
dom po domu10, ale choć ambicja ta spełniła się jedynie połowicznie, projekt rozrastał się
i wypełniał, przyjmując kształt zbiorowego portretu lokalnej wspólnoty i miejsca, w którym
żyła. Właśnie te dwa elementy – człowiek i najbliższa mu, materialna przestrzeń – były
głównymi bohaterami fotografii Konttinen. Tematy stale powracały: kobiety (roześmiane,
rozmawiające, z wózkami) na tle niknącej we mgle ulicy jednakowych szeregowców, strojące głupie miny dzieci bawiące się na chodniku, scenki rodzajowe z ciasnych przydomowych podwórek, miejscowe psy i koty, rzemieślnicy w swoich warsztatach, kobiety przy
pracach okołodomowych. Nieco inny charakter miały zdjęcia we wnętrzach – wyraźnie pozowane, przedstawiające mieszkańców w ich prywatnej przestrzeni, zawsze z zachowaniem etnograficznego detalu. Wystawka bibelotów i obrazków na kominku, kwiecista
tapeta, plakaty na ścianach, fantazyjnie ułożone filiżanki na przeszklonym regale, stosik
gazet – wszystkie te elementy dookreślają tu swoich „właścicieli”. Oni sami patrzą w obiektyw, prezentują swoją prywatną rzeczywistość, przestając być przy tym przedmiotami,
a stając się podmiotami tych fotograficznych opowieści.
Kiedy Konttinen dowiedziała się o planach likwidacji osiedla, jej praca przyspieszyła. Niewątpliwie świadomość rychłego końca miejsca wpłynęła też na decyzje twórcze,
dobór tematów, ton i nastrój fotografii. Pełen życia etnograficzny zapis codzienności przechodził w kronikę znikania miejsca, a więc także i wspólnoty. Zniknęły uśmiechnięte twarze
i uporządkowane pokoje, ich miejsce zajęły obrazy opustoszałych, zniszczonych przestrzeni, rosnących śmietnisk i gruzów. Portrety mieszkańców emanowały smutkiem i zmęczeniem. Wrażenie intensywności ustąpiło wrażeniu zamierania i pustki.
Być może taką narrację podyktowała sama rzeczywistość – możliwe też, że ustrukturował ją układ fotografii w wydanym w 1983 r. albumie Byker podsumowującym projekt
88
s. 86-105
109 (2020)
Kwartalnik Filmowy
Sirkki-Liisy Konttinen. Obrazom towarzyszy tu słowo: osobisty, nostalgiczny, może nawet
elegijny komentarz autorki, fragmentaryczne opowieści samych mieszkańców, czasem fragmenty zasłyszanych dialogów. Bardzo szybko na podstawie projektu fotograficznego powstał film o tym samym tytule, podpisany przez Konttinen, ale będący też wspólną pracą
kolektywu Amber. Choć w retoryce samej grupy funkcjonuje jako film dokumentalny, jego
formuła każe w nim widzieć raczej formę hybrydyczną. To złożony splot elementów różnorodnych rodzajowo, ale składających się na spójną, choć wieloznaczną całość. Fotografia
łączy się tu z filmem, klasyczny dokumentalizm obserwacyjny z inscenizacją. Przede
wszystkim zaś – i to jest zasadnicza różnica między albumem fotograficznym a filmem
Byker – zasadniczym problemem staje się architektura: jej podległość wobec urzędowego
planowania urbanistycznego, a także, co najważniejsze, jej przemożny wpływ na funkcjonowanie lokalnej wspólnoty. Film Konttinen przestaje więc być zaledwie nostalgiczną elegią, zamienia się w radykalne kino społeczne, w mocny, gniewny głos w dyskusji na temat
relacji między planowaniem architektonicznym a codziennym użytkowaniem architektury,
na temat opresji odgórnych decyzji i ich sprzeczności z oddolnymi oczekiwaniami. Słowem,
Byker wpisuje się w długą, nierozstrzygniętą debatę, która od kilkudziesięciu lat toczyła się
w środowisku brytyjskich planistów i architektów, tym samym stając się filmem politycznym. W dalszej części tekstu chciałabym zarysować pewną wyrazistą strategię autorską
i określić jej potencjał polityczny, a jednocześnie wskazać kluczowy tu, całkiem pozafilmowy (choć niewątpliwie mający wpływ na brytyjskie kino społeczne w ogóle) kontekst
wspomnianej debaty architektoniczno-urbanistycznej.
Planiści, urbaniści, architekci
i mit modelu uczestnictwa
W powojennej Brytanii kwestia budownictwa mieszkaniowego i planowania urbanistycznego miała zasadnicze znaczenie. Już w latach 20. i 30. XX w. mieszkań było zbyt
mało, zwłaszcza takich, na które mogli sobie pozwolić gorzej sytuowani robotnicy, a które
spełniałyby elementarne standardy. Wojna przyniosła zniszczenia, ale też, brutalnie rzecz
ujmując, przestrzeń do realizacji nowych idei planistycznych. Z jednej strony tkanka miejska znacząco ucierpiała w wyniku bombardowań – było więc miejsce i potrzeba budowania.
Z drugiej strony, po wygranej laburzystów w wyborach w 1945 r., do głosu doszli postępowi, lewicowi planiści, którzy w nowych warunkach widzieli szansę na urzeczywistnienie
swoich często radykalnych wizji. Kilka aktów prawnych regulowało nową sytuację, umożliwiając zasadnicze zmiany. Pierwszym był uchwalony jeszcze w 1944 r. The Housing (Temporary Accomodation) Act, dzięki któremu rozpoczęto stawianie będących symbolem tego
czasu tzw. prefabs, tymczasowych budynków z prefabrykowanych elementów, przede
wszystkim dla bezdomnych rodzin. Trzy lata późniejszy Town and Country Planning Act,
doskonale wpisujący się w politykę laburzystowskiego rządu skupionego na centralizacji
w różnych dziedzinach gospodarki, decydował, że wszelkie budownictwo (nawet na terenach prywatnych) wymaga zgody instytucji odpowiadającej za plany zagospodarowania
przestrzeni. Dla ambitnych, zapatrzonych w rewolucyjne idee architektoniczne (zwłaszcza
spod znaku Karty Ateńskiej i Le Corbusiera) planistów być może najważniejszą ustawą był
wprowadzony w 1946 r. New Towns Act. W wyniku uchwalenia tej ustawy zbudowano
kilkadziesiąt całkiem nowych miast, które miały odciążyć przeludnione metropolie i powstrzymać ich bezplanowy rozrost. Pierwszym takim projektem było Stevenage, po nim
pojawiły się inne ośrodki w Anglii (m. in. Harlow, Basildon, Peterlee), w Szkocji (m. in. East
Kilbridge, Glenrothes) i w Walii (Cwmbran).
89
Kwartalnik Filmowy
90
109 (2020)
s. 86-105
s. 86-105
109 (2020)
Kwartalnik Filmowy
91
Kwartalnik Filmowy
109 (2020)
s. 86-105
Jak pisze David Kynaston, autor monumentalnej historii społecznej powojennej Brytanii11, idee tak silnie rozpalające wyobraźnię nowych planistów miały dwa źródła. Z jednej
strony powstające miasta czy osiedla stanowiły nowoczesną wersję miast-ogrodów, autorem koncepcji których był Ebenezer Howard. Z drugiej zaś wzorcem były modernistyczne
koncepcje Le Corbusiera i jego kontynuatorów, w Wielkiej Brytanii skupionych wokół
grupy MARS (Modern Architectural Research), utworzonej w 1933 r. Projektanci nowego
mieszkalnictwa widzieli szansę w budownictwie komunalnym i z powodów pragmatycznych, i ideowych (wspierających lewicowy rząd). Jednym z zasadniczych konceptów wykorzystywanych przy planowaniu była tzw. jednostka sąsiedzka (neighbourhood unit),
ośrodek miejski skupiający od 5 do 10 tys. mieszkańców, zorganizowany wokół obiektów
użyteczności publicznej zapewniających takiej jednostce swoistą samowystarczalność12. Zasadniczą formą był tu wieżowiec, zabudowa wertykalna w miejsce horyzontalnej, co miało
stanowić szansę dla nowej wspólnotowości. Architektura modernistyczna dla mas miała
rozwiązywać wielorakie problemy społeczne (i przestrzenne także), dlatego też lobbowano,
by bloki stały się standardem budownictwa komunalnego13. Za pierwszy taki wieżowiec
wybudowany w Wielkiej Brytanii na fali nowej architektury uchodzi The Lawn w Harlow,
zaprojektowany przez Fredericka Gibberda i wzniesiony w 1951 r. Ale czas wysokościowców
miał nadejść dopiero dekadę później. To w latach 1960-1980 wyrastały najsłynniejsze osiedla
i wieżowce: londyńska Trellick Tower (1968-1972) zaprojektowana przez Ernő Goldfingera,
Worlds End Estate (1977) w Londynie, którego architektami byli Jim Cadbury-Brown i Eric
Lyons, czy też wysokościowce brutalistycznego kompleksu Barbican zaprojektowane przez
firmę Geoffry’ego Powella, Petera Chamberlina i Christopha Bona.
Bloki jako nowy standard mieszkaniowy budziły jednak wiele kontrowersji. Jeszcze w czasie wojny toczono dyskusje, czy nowa Brytania ma być krajem zabudowy jednorodzinnej, czy budynków wielomieszkaniowych. Tradycja stała za domami, nowoczesność
skłaniała się ku piętrowcom. Ale spory te rozgrywały się jedynie na poziomie urzędów,
miejskich wydziałów architektury i planowania. Jak zaznacza Kynaston14, konferencje dotyczące planowania były otwarte, ale tylko dla zorientowanych. Zwyczajni ludzie, których
kwestie budownictwa najbardziej dotyczyły, raczej w nich nie uczestniczyli. Przy tym wiedza prezentowana na takich spotkaniach była wiedzą ekspercką, nikomu specjalnie nie
zależało na przybliżeniu jej przyszłym mieszkańcom. Nie było pomostu, przepływu informacji – z jednej strony byli planiści starający się wcielić w życie teoretyczne koncepcje
dotyczące odgórnego kształtowania lokalnej społeczności (inżynieria społeczna), a z drugiej zwykli obywatele, których pragnienia często okazywały się sprzeczne z tymi ideami.
Ich głos był słyszalny tylko szczątkowo, a postulaty nie były dla urzędów wiążące. Czego
rzeczywiście potrzebowali mieszkańcy, zwłaszcza ci z klasy robotniczej, dla których szykowano mieszkania komunalne, możemy się dowiedzieć z ankiet przeprowadzanych
wśród ludności przez funkcjonariuszy nieocenionej organizacji Mass Observation, od lat
30. gromadzącej dane i świadectwa dotyczące życia codziennego Brytyjczyków. Wedle ich
badań, przeprowadzonych na potrzeby raportu An Enquiry Into People’s Homes (1943)15,
dla większości pytanych wymarzonym miejscem do życia byłby domek na przedmieściu,
ze wszystkimi udogodnieniami, funkcjonalną kuchnią, łazienką oraz, co istotne, ogródkiem16. Preferowano też tradycyjne (w kontekście brytyjskim) sąsiedztwo horyzontalne,
nie wertykalne.
Słowem – ludzie nie chcieli mieszkać w blokach, widzieli w nich architekturę odhumanizowaną, niezależnie od tego, jak wielkie nadzieje z tym typem budownictwa wiązali
decydenci. Preferencje te okazały się trwałe. W latach 60. wieżowce miały być zarówno
szansą dla projektantów, jak i odpowiedzią na problemy mieszkaniowe. Wielka Brytania
92
s. 86-105
109 (2020)
Kwartalnik Filmowy
wciąż borykała się z kwestią pozostawionych przez XIX w. slumsów, a dominującą polityką
radzenia sobie z nimi był program wyburzania i stawiania na ich miejscu nowych osiedli. Na
lata 60. przypadła druga i trzecia fala budowania nowych miast – wtedy bloki mieszkalne
zaczęły rosnąć na potęgę, choć warto pamiętać, że na początku lat 70. ostrożniej podchodzono
do rozwiązań wysokościowych17. Jedną z najbardziej spektakularnych porażek architektonicznych w konstruowaniu punktowców (z wielkiej płyty) było zawalenie się w 1968 r. narożnego pionu mieszkań 22-piętrowego Ronan Point we Wschodnim Londynie. Przyczyną
był wybuch gazu w mieszkaniu na 18. piętrze. Po tym wypadku wprowadzono nowe regulacje dotyczące bezpieczeństwa w budownictwie, natomiast sam budynek i sąsiednie bloki,
wyburzono w 1986 r., a na ich miejscu stanęły dwukondygnacyjne domy z ogródkami.
Zaprojektowanie nowego osiedla mającego zastąpić wiktoriańskie slumsy Byker
powierzono zespołowi Ralpha Erskine’a, uznanego architekta i planisty brytyjskiego urodzonego w Londynie, ale od końca lat 30. mieszkającego w Szwecji. Erskine inspirował się
skandynawskim typem funkcjonalizmu, który szybko zaczął określać jego styl, a także uwarunkowaniami środowiskowymi projektowania architektonicznego. Był znany przede
wszystkim ze szczególnego, humanistycznego i egalitarnego podejścia do projektowania,
także wywiedzionego ze szwedzkiej praktyki. Doskonale zdawał sobie sprawę, że planowanie i architektura stanowią w dużym stopniu dziedziny polityki (lokalnej czy narodowej)
i starał się jak najściślej współpracować ze społecznością, dla której pracował. Interesowały
go przede wszystkim te zadania, które miały związek z funkcjonowaniem lokalnej wspólnoty: osiedla mieszkalne (zwłaszcza dla środowisk robotniczych, przy zakładach czy fabrykach), ale i szkoły czy przestrzenie handlowe18.
Byker okazało się jedną z jego modelowych realizacji, do dziś uważaną za jeden z najciekawszych i najbardziej udanych w Wielkiej Brytanii projektów całkowitej przebudowy
określonego obszaru mieszkalnego. Zarówno w czasie budowy (lata 1969-1982), jak i później
w mediach pojawiały się głównie głosy pochwalne dotyczące tak projektu, jak i efektów społecznych przebudowy. Podkreślano modernistyczną estetykę, śmiałość urbanistyczną, ale też
dbałość o zachowanie lokalnej społeczności i zapewnienie jej tanich, lecz dobrze zaprojektowanych, zachowujących wysokie standardy mieszkań komunalnych19. Mit nowego Byker zaczęto kreować bardzo szybko, także dlatego, że dobrze służył bieżącej polityce. Rzadko
natomiast wspominano o kosztach społecznych całego przedsięwzięcia (a więc dokładnie
o tym, czemu swój film poświęciła Sirkka-Liisa Konttinen). Próbą rzetelnego opisu stanu rzeczy był sporządzony przez Petera Malpassa raport opublikowany w 1979 r. w piśmie „Architects’ Journal”20. Informacje w nim zawarte rewidują obiegowe opinie na temat
przebudowy i innowacyjnej, bo zakładającej zaangażowanie mieszkańców, polityki miasta.
Raport potwierdza, że samo zatrudnienie Erskine’a świadczyło o nowej postawie
Biura Planowania. Pod koniec 1968 r. architekt wystosował do władz rodzaj manifestu,
w którym deklarował, że chce ściśle współpracować z miejscową wspólnotą i podporządkować projekt jej potrzebom. Zaznaczył też, że strategia przesiedlania ludności musi
uwzględniać relacje rodzinne i sąsiedzkie. Miasto dało mu zielone światło i podjęło decyzję
o przyjęciu programu zachowania społeczności (retaining community). Okazało się jednak
– lecz o tym media już nie wspominały – że program ten zawiódł. Malpass, kierując się założeniami Erskine’a, zadał w swoim tekście dwa zasadnicze pytania: czy wspólnota została
zachowana? I czy mieszkańcy Byker rzeczywiście mogli współdecydować o kształcie swojej
przyszłej przestrzeni mieszkalnej? Na oba te pytania odpowiedź brzmiała: nie.
Większość ludności dzielnicy musiała ją opuścić na dobre. W 1960 r. mieszkało tu
17,5 tys. ludzi. Gdy zaczęło się wyburzanie, w 1968 r., liczba ta spadła do 12 tys. W 1979 r.
zostało tu jedynie 4,5 tys. mieszkańców. Plan Erskine’a zakładał budowę mieszkań dla je-
93
Kwartalnik Filmowy
109 (2020)
s. 86-105
dynie 9 tys. lokatorów, zdecydowano też, że na nowym osiedlu zamieszkają rodziny z innych części miasta. Co więcej, szybciej wysiedlano niż budowano i czas oczekiwania na
mieszkania był znacznie dłuższy niż zakładano. Ostatecznie tylko połowa nowych mieszkań trafiła do dawnych mieszkańców, a co najmniej 5 tys. z nich nigdy do Byker nie wróciło. Ale Malpass główny problem (i lekcję) widzi w porażce planu zaangażowania
mieszkańców i w słabej pozycji architekta wobec władz miasta. Niezależnie od urzędowych deklaracji dotyczących partycypacji była ona powierzchowna – prospołeczne podejście architekta nie mogło tego zmienić. Władze oparły się na modelu partycypacyjnym
opracowanym w tzw. Skeffington Report z 1969 r., dokumencie parlamentarnym potwierdzającym, że niezależnie od rozmów z mieszkańcami, decyzje i odpowiedzialność za
plany urbanistyczne muszą pozostać po stronie urzędu. On też określa priorytety takich
planów, a kwestie społeczne z pewnością nie stały tu na pierwszym miejscu. Przebudowa,
jak zaznacza Malpass, jest procesem przede wszystkim politycznym i interesy różnych
grup nie mogą się pokrywać – tu w grę wchodzi walka o kontrolę i wpływy.
Autor podsumował raport cytatem z pracy Normana Dennisa poświęconej problemom planowania i uczestnictwa publicznego: W obliczu braku efektywnej, pluralistycznej partycypacji, wolnej od kontroli władzy, zwykli ludzie (…) mogą czuć i zbyt często czują, że przypisano im
role w halucynacyjnych wizjach ludzi, którzy mają władzę, by zmusić ich do odgrywania tych narzuconych ról, równie bolesnych, jak nierzeczywistych21. Angażowanie w decyzje mieszkańców Byker
było jedynie fasadowe i służyło celom politycznym; podział władzy był oczywisty i niezmienny, a lokalna społeczność musiała pogodzić się z wyznaczoną jej rolą. Przepaść między
tymi, co na górze, i na dole, była nienaruszalna. W takiej sytuacji wspólnota nie mogła zostać
zachowana – byłaby na to szansa tylko wtedy, gdyby miała ona swobodę pełnego uczestnictwa w podejmowaniu decyzji, tworzeniu oraz kontrolowaniu strategii planowania.
Sirkka-Liisa Konttinen zamyka swój film cytatem właśnie z raportu Malpassa: Można tylko
spekulować, co by się zdarzyło, gdyby polityką miasta n i e b y ł o zachowanie lokalnej społeczności22.
Nowe Byker Wall Estate to skrupulatnie przemyślany kompleks budynków. Od
północy osiedle zamyka Byker Wall – długi na 620 m blok o wstęgowatej, nieregularnej linii
i zmiennej liczbie pięter (najczęściej są to piony siedmio-, ośmiokondygnacyjne). W zamyśle
miał chronić resztę budynków przed wiatrem i przed hałasem autostrady, która w tamtym
miejscu miała być (ale nie została) wybudowana. To dlatego okien od północnej strony jest
tak niewiele i są tak małe, przez co fasada przypomina fortecę. Jak twierdzi Konttinen,
w mieszkaniach w tej części budynku mieli zostać zakwaterowani ludzie starsi, o słabszym
słuchu – odgłosy samochodów nie byłyby więc dla nich zbyt uciążliwe. Południowa ściana,
o układzie galeryjnym, to duże okna i balkony, z których rozpościera się widok na sieć uliczek o niskiej zabudowie mającej przypominać niegdysiejsze szeregowce. Styl architektoniczny Erskine’a jest tu widoczny – charakter budynków określają mocne kolory i akcenty
plastikowych paneli, choć sama Byker Wall wyróżnia się ciemną, ceglaną elewacją. Niejako
zwieńczeniem osiedla jest Tom Collins House, wieżowiec o trójkątnym kształcie, początkowo przeznaczony dla starszych mieszkańców. Dlatego też został zaprojektowany tak, by
prócz mieszkań prywatnych mieścić przestrzenie użyteczności wspólnej, dając seniorom
szansę na komfortowe współegzystowanie.
Polityka i architektura
Byker Sirkki-Liisy Konttinen, choć skupia się na bardzo konkretnej przestrzeni
w wyraźnie zarysowanym czasie, można widzieć jako oddolny głos w dyskusji zarysowanej
powyżej. W przeważającej części składa się ze zdjęć autorki (co zbliża go do filmu fotogra-
94
s. 86-105
109 (2020)
Kwartalnik Filmowy
ficznego), uzupełnionych materiałami filmowymi ukazującymi stare i nowe życie dzielnicy.
Materiały te mają niejednorodny charakter i status. Chcąc pokazać odchodzący już świat,
reżyserka włącza do filmu zarejestrowane na czarno-białej taśmie sceny rodzajowe muzykowania w pubie, a także sekwencję przedstawiającą wspólną pracę kobiet w publicznej
pralni. Fragmenty te współgrają – stylistycznie i retorycznie – z wykorzystanymi w filmie
fotografiami Konttinen. Lokalni bywalcy pubu, jak to często bywało w tradycyjnych wspólnotach robotniczych, przy kuflu piwa czy szklance ginu wspólnie śpiewają znane wszystkim piosenki. Ktoś przygrywa na pianinie, ktoś inny na skrzypcach, starsza kobieta
mocnym głosem odśpiewuje sentymentalny szlagier. W scenie w pralni grupa kobiet, piorąc
w ręku stosy bielizny, umila sobie czas rozmowami, plotkami, śmiechem. Publiczna pralnia
nie ma żadnych udogodnień, praca jest ciężka i wymagająca, ale mozół ten łagodzi wyraźnie podkreślona witalność kobiet i ich wspólnotowa bliskość.
Sekwencje te, stanowiące przedłużenie i uzupełnienie fotografii, zostały skontrastowane z materiałami z nowego Byker, ujawniając dystans nie tylko czasowy – zupełnie
inna była także wymowa tych fragmentów. Nie ma już wrażenia obserwacyjności: dzięki
powolnym jazdom kamery budowane są starannie zaprojektowane i zainscenizowane mikronarracje. W jednej z tych scen widzimy zautomatyzowaną pralnię samoobsługową –
nikt tu ze sobą nie rozmawia, kobiety siedzą tyłem do siebie, zatopione we własnych myślach albo bezrefleksyjnie wpatrzone w maszyny. W innej scenie obserwujemy starszego
mężczyznę na pustej, przeszklonej stacji kolejowej, próbującego poradzić sobie z kupnem
biletu w automacie. Wydźwięk tych fragmentów jest czytelny: życie w nowym Byker jest
wyciszone i pozbawione energii, zanikły relacje między ludźmi. Dynamika i montaż sekwencji czarno-białych eksponowały żywotność i wspólnotowość. Niespieszne tempo scen
kolorowych i wyraźnie wybiórcze spojrzenie obiektywu sugerują izolację człowieka i atomizację w nowym, nieprzyjaznym wspólnocie otoczeniu.
Konttinen operuje jednak nie tylko obrazem, ale i dźwiękiem. Fotografiom towarzyszy czytany przez autorkę własny komentarz, fragmenty wypowiedzi mieszkańców
i odgłosy ulicy. W scenach przedstawiających dawne życie dźwięk jest diegetyczny, dający
widzowi wrażenie uczestnictwa. W sekwencjach z nowej rzeczywistości dźwięk diegetyczny jest słyszalny, ale nie ma tu słów – jest tylko czytany z offu tekst. W każdym przypadku jest to opowieść przywołana z przeszłości, nie tyle ilustrująca, ile przez kontrast
komentująca to, co w kadrze. Gdy w pralni samoobsługowej kamera filmuje nieruchome
postaci i monotonną pracę pralek, słyszymy opowieść kobiety wspominającej chorobę
i śmierć jej dziecka wiele lat wcześniej. Gdy obserwujemy człowieka na stacji, z offu słychać
głos szewca przywołującego czasy, gdy tak dobrze znał wszystkich w okolicy, że nie musiał
przypinać do butów kartek z nazwiskami właścicieli.
Można odnieść wrażenie, że kontrast między witalnością „tego, co kiedyś” a „tym,
co teraz” przekłada się na przeciwstawienie życia i śmierci. Idąc dalej – filmowe sceny
z dawnego Byker jawią się jako bezpośrednia rejestracja naturalnego trwania dzielnicy
(i wspólnoty), a te z nowego, jako egzystencja wyreżyserowana. Okazuje się jednak, że
w czarno-białych materiałach z pubu i pralni także mamy do czynienia z inscenizacją.
Choć w żadnym momencie reżyserka nie informuje o tym widza, oba te fragmenty to inscenizacja, improwizacja na potrzeby filmu. Jak zdradza sama Konttinen, gdy realizowała
film, pralnie takie wyłączono już z użytku – widz ogląda więc jedynie wierne realnemu
doświadczeniu, ale jednak tylko odtworzenie (re-enactment) pewnej sytuacji. Nawet jeśli
aktorki grały niejako same siebie (w scenie wzięły udział miejscowe kobiety, ale i nieprofesjonalne aktorki stale współpracujące z kolektywem), a ich czynności i zachowania były
dokładnie takie, jak niegdyś, gdy rzeczywiście wspólnie pracowały. W scenach z pubu
95
Kwartalnik Filmowy
109 (2020)
s. 86-105
rolę tytułowej dzielnicy odgrywa inne miejsce, pobliskie miasteczko North Shields; stare
Byker już wówczas prawie całkiem zniknęło, nie było fizycznej przestrzeni, w której można
byłoby zrealizować podobne sceny. Ten specyficzny status nie zostaje ujawniony w filmie
– swoista niejawność (choć nie wpływa na odbiór widza), maskowanie inscenizacji, jak się
okaże (o czym za chwilę) będzie miało zasadnicze znaczenie dla wymowy politycznej Byker.
Oczywiście, Konttinen odsłania polityczność swego filmu także na najbardziej podstawowym poziomie, zamykając całą opowieść w pewnej ramie. Na początku reżyserka
cytuje pochodzącą z 1963 r. wypowiedź Wilfreda Burnsa, urzędnika z Biura Planowania
miasta, który zasłynął śmiałym planem urbanistycznym zakładającym wyburzenie w ciągu
20 lat ok. 25 proc. całego Newcastle. Jego słowa jasno określają politykę wobec slumsów:
W wielkim mieście można powszechnie zaobserwować, że mieszkańcy slumsów stanowią niemalże
odrębną rasę ludzką, charakteryzującą się odmiennymi wartościami, aspiracjami, stylem życia. Jednym z efektów wyburzania slumsów jest to, że ludność musi przenieść się w dalsze okolice, co ma
druzgocące skutki dla społeczności budowanych latami. Działanie takie można jednak uznać za pozytywne, jeśli mamy do czynienia z ludźmi, którzy nie przejawiają żadnej inicjatywy ani godności
obywatelskiej. Takie grupy trzeba oczywiście rozbić, nawet jeśli ich przedstawiciele wydają się usatysfakcjonowani swym nędznym środowiskiem i zadowoleni z otwartego życia społecznego w swojej
okolicy23. To deklaracja wskazująca zarówno pragmatyczny (konieczność wyburzania slumsów), jak i ideowy (potrzebę budowania nowego porządku społecznego) aspekt przebudowy. Natomiast zamknięciem filmu jest wspomniany fragment raportu, w którym pojawia
się pytanie, co byłoby, gdyby polityką miasta n i e b y ł o zachowanie lokalnej społeczności. Klamra
ta określa polityczny wymiar filmu, ale też wskazuje szerszy problem, którego dotyczy
konkretna sytuacja robotniczego osiedla w Newcastle. Choć zasadniczym tematem całości
zdaje się wspólnota, za sprawą odniesienia do wypowiedzi urzędników i komentatorów,
film Konttinen wychodzi poza ramy nostalgicznego portretu konkretnej społeczności. Na
pierwszy plan wybija się proces jej (także politycznego) niszczenia – przez unicestwianie
materialnej przestrzeni, w jakiej funkcjonowała.
Reżyserka staje oczywiście po stronie owych ludzi pozbawionych inicjatywy i godności obywatelskiej – nie tyle przemawia w ich imieniu, ile mówi wraz z nimi, jako jedna
z nich. Niejako w kontrze do opinii Wilfreda Burnsa odchodzi też od stereotypowego sposobu przedstawiania slumsów jako palącego problemu społecznego, nad którym trzeba się
pochylić (pokłosie nośnego dokumentu Housing Problems Edgara Ansteya i Arthura Eltona
z 1935 r.). Przedstawia perspektywę mieszkańców, oddaje im głos i daje mu wybrzmieć.
Z ich opowieści, nawet najbardziej wyrywkowych, wynika, że pragnęliby poprawy warunków życiowych, ale ta zależałaby od systemowej likwidacji ź r ó d e ł b i e d y, a nie wyburzania budynków, w których bieda ta się gnieździ. Nowoczesne osiedle nie tylko nie
rozwiązało problemów mieszkańców, ale i rozbiło więzi, dzięki którym problemy te mogły
być łagodzone. Nowe miejsca, pomyślane tak, by służyć istniejącej już wspólnocie, nie spełniły oczekiwań. Przede wszystkim dlatego, jak sugeruje i film, i argumenty Malpassa, że
planiści nie wzięli pod uwagę złożoności procesu tworzenia się takiej wspólnoty i nie zadbali o jej potrzeby. Pokolenia wyrosłe w starej dzielnicy zbudowały sobie symbiotyczną
relację z tkanką zabudowy, jakkolwiek byłaby nędzna. Nowe Byker to spełnienie snu planisty, realizacja rozpisanego na papierze projektu, który miał rozwiązywać problemy tak,
jak widzieli to urbaniści, socjologowie czy architekci, ale niekoniecznie sami mieszkańcy.
Warto pamiętać, że ani robotnicza społeczność, ani reżyserka nie negowali potrzeby zmian
– wątpliwość budzi tylko ich projektowanie i tryb wprowadzania. Z fotograficzno-filmowego opisu Konttinen wynika, że lokalna wspólnota nie miała żadnego wpływu na decyzje,
które bezpośrednio jej dotyczyły, ani kontroli nad własną przyszłością. Reżyserka, zacho-
96
s. 86-105
109 (2020)
Kwartalnik Filmowy
wując wizerunki ludzi i miejsc, zestawiając obrazy starego i nowego porządku, formułuje
przekaz mający niejako o d w r ó c i ć wektor zależności władzy i p r z y w r ó c i ć kontrolę
tym, którym została odebrana. I tu leży zasadniczy sens społeczny jej projektu.
Choć projekt ten pozornie nie łączył się z architekturą, to właśnie kwestie planowania
architektonicznego i urbanistycznego mają tu pierwszorzędne znaczenie – zarówno dla życia
mieszkańców, jak i struktury czy znaczenia filmu. Stanowią nie tylko tło, są znakiem lokalnego porządku i gwarantem wspólnotowości. Tkanka architektoniczna jest tu ściśle zrośnięta
ze społecznością, decydując o jej kształcie i trybie życia. Będąc jedynie cichym bohaterem
w przypadku albumu fotografii, staje się zasadniczym tematem filmu dokumentalnego,
który tym samym wpisuje się w dyskusję na temat planowania przestrzennego, nierównej
relacji między urzędami a mieszkańcami. Marzenie planisty, koszmar ludności – tak komentuje
los Byker sam kolektyw24 – jak większość tego rodzaju projektów przebudowy w latach 60. i 70.,
zniszczenie nie dotyczyło jedynie domów, ale całej kultury klasy robotniczej i bliskich relacji międzyludzkich, które nigdy nie zostały odtworzone w zabudowie, jaka zastąpiła tak zwane slumsy. Pod
koniec rzezi duch tego miejsca zniknął (…)25. Duch i miejsce są tu nierozerwalnie splecione.
Dlatego też Byker, będąc projektem poświęconym niknącej społeczności, w ścisłym sensie
dotyczy architektury. Reżyserka świadomie splata te dwa wymiary: w starym Byker ulice
miały swój wyrazisty wzór, schodziły ze szczytu wzgórza w dół, przecinane prostopadłymi przecznicami. To oznaczało, że idąc do pracy czy do sklepu codziennie mijało się te same domy, tych samych
sąsiadów. Mleczarze dostarczali wtedy mleko pod drzwi; kobiety, przede wszystkim one, zwracały
uwagę, czy butelki przed domami np. starszych mieszkańców znikały w ciągu dnia za drzwiami.
Jeśli nie znikały, pukało się do drzwi i upewniało, czy wszystko w porządku. W ten sposób troszczono
się o siebie nawzajem. Swoich sąsiadów znało się bardzo dobrze – latem siadało się na progu domu,
wszyscy ze sobą rozmawiali. Samochodów było bardzo niewiele, więc ulica należała do dzieciaków,
tylne uliczki też, maluchy często zostawiały swoje zabawki na zewnątrz. Spotykano się raczej w pubach, nie w domach, drzwi do domów zostawiano otwarte, było naprawdę bezpiecznie26.
Opór i (re)konstrukcja
Dla Annabelle Honess Roe, autorki tekstu o społecznym działaniu Byker27 zasadniczą
kwestią jest obrona filmu Konttinen przed upraszczającym oskarżeniem o łatwe operowanie
nostalgią i idealizowanie zarówno samej klasy robotniczej, jak i jej wspólnotowości. Oczywiście, nostalgiczny ton jest obecny w filmie, ale Honess Roe widzi w nim przede wszystkim
wyraz kontestacji politycznej i oporu. Wedle autorki Byker nie tyle przedstawia czy dokumentuje realnie istniejącą wspólnotę w danym miejscu, ile konstruuje ją (od nowa) – post factum. Nie ma przy tym znaczenia, czy wspólnota ta rzeczywiście istniała i czy miała taki
charakter, jak to wynika z filmu. Ważny jest jej obraz wykreowany przez Konttinen, bo to
właśnie on pozwala, choćby tylko w sferze symbolicznej, odzyskać kontrolę nad procesami,
na które mieszkańcy Byker nie mieli wpływu. Autorka przywołuje tu koncepcję triady przestrzennej autorstwa Henri Lefebvre’a28: Co oznacza konstruowanie społeczności w filmie dokumentalnym, można wyjaśnić przez koncepcję przestrzeni jako konstruktu społecznego autorstwa Henri
Lefebvre’a (…). Zamiast zajmować się rzeczywistą, fizyczną lokalizacją Byker, domami i ulicami tworzącymi fizyczną społeczność, w której żyła Konttinen, możemy – wykorzystując teorie Lefebvre’a,
skupić się na abstrakcyjnej „wspólnocie” samego filmu „Byker”. Właśnie dlatego, że mamy do czynienia z k o n s t r u k c j ą , a nie r e p r e z e n t a c j ą „wspólnoty” można odczytywać film jako wyjście
poza nostalgię za utraconym miejscem29. To wyjaśniałoby sens strategii reżyserki, która działa
w geście odzyskania kontroli nad zmianami, które gwałtownie dotknęły materialnej przestrzeni wokół mieszkańców – strategia ta więcej ma wspólnego z oporem niż z nostalgią.
97
Kwartalnik Filmowy
98
109 (2020)
s. 86-105
s. 86-105
109 (2020)
Kwartalnik Filmowy
99
Kwartalnik Filmowy
109 (2020)
s. 86-105
Warto się przyjrzeć argumentacji przyjętej przez Honess Roe za Lefebvre’em
i innym poruszającym się w podobnym dyskursie badaczem, Davidem Harveyem. Lefebvre’owska teoria triady przestrzennej wskazuje na trzy wzajemnie się określające i warunkujące kategorie, którymi są: praktyka przestrzenna (spatial practice), reprezentacje
przestrzeni (representations of space) oraz przestrzeń reprezentacji (representational space).
Pierwsza z nich ucieleśnia bliski związek, w ramach postrzeganej przestrzeni, pomiędzy rzeczywistością codzienną (codzienną rutyną) a rzeczywistością miejską (to trasy i sieci łączące miejsca
przyporządkowane pracy, „prywatnemu” życiu i rozrywce30. To jednocześnie produkcja i reprodukcja przestrzeni. Reprezentacje przestrzeni to przestrzeń konceptualizowana, przestrzeń naukowców, planistów, urbanistów, dzielących ją na części technokratów i inżynierów społecznych,
a także pewnego typu artystów z zacięciem naukowym – wszyscy oni utożsamiają to, co przeżywane
i postrzegane z tym, co wykoncypowane31. W końcu przestrzeń reprezentacji, przeżywana przez
kojarzone z nią obrazy i symbole: To przestrzeń zdominowana – a więc i pasywnie doświadczana
– którą wyobraźnia chce zmienić i dostosować. Nakłada się ona na przestrzeń fizyczną, symbolicznie
wykorzystując jej obiekty32. Triada ta odbija się w koncepcji Harveya dotyczącej społecznej
konstrukcji miejsca – tym razem trójpodział obejmuje doświadczenie (experience), postrzeganie (perception) i wyobrażenie (imagination)33. Według Honess Roe to właśnie w grze pomiędzy tymi kategoriami trzeba umiejscowić „wspólnotę” w Byker: Przestrzenie reprezentacji
można widzieć jako obszary oporu wobec reprezentacji przestrzeni, a więc też jako przestrzenie kontestacji wytwarzane w codziennej, doświadczeniowej sferze praktyki przestrzennej34. Jakkolwiek
zawile to brzmi, w przypadku filmu Konttinen sprawa jest prosta: kreacja wyobrażonej
wspólnoty Byker ma być wymierzona w tych (planistów, urbanistów, inżynierów społecznych), którzy narzucili mieszkańcom własną koncepcję odpowiedniej dla nich przestrzeni.
„Eksperci” ci zakładają, że odgórna intencja zdecyduje o oddolnym doświadczeniu. To jednak okazuje się niemożliwe. Skoro zaś doświadczenie to nie może się przekładać na sprawczość zainteresowanych, w ich imieniu działa artystka, za pomocą obrazów nie tyle
rekonstruując zniszczony, ile konstruując nowy byt – na swoich (czy też na ich) zasadach.
Wszystko to rozgrywa się oczywiście w obrazie, fotograficznym i filmowym. Honess Roe pisze o sposobie przedstawiania fotografii składających się na film Konttinen: kamera kadruje postaci tak, by widz miał wobec nich poczucie równorzędności, subtelnie
przybliża się bądź oddala od płaszczyzny fotografii, pozwalając na wnikliwą obserwację
reprezentowanej rzeczywistości35. Zasadnicze znaczenie, lecz o tym Honess Roe już nie
wspomina, ma jednak sam zabieg wykorzystania fotografii, a więc zatrzymanych obrazów
tego, co przestało istnieć (więcej – część zdjęć została wykonana ze świadomością, że za
chwilę świat, który rejestruje, zniknie). To „zatrzymanie” ma jednak i drugie znaczenie,
wiążące się ze strategią autorki: skoro fotografie pokazują życie jeszcze sprzed zniszczenia,
to w pewnym sensie je zatrzymują, stawiają mu opór. Są i zapisem, i obroną przed unicestwieniem. Konttinen nie ukrywa fotograficznej natury obrazów – ramy są tu widoczne,
widz wie, że ma do czynienia ze zdjęciami. Dynamika filmującej je kamery jest zmienna:
czasem jej oko przybliża się lub oddala, czasem przesuwa się, skupiając na coraz to innych
detalach – każdy taki zabieg niejako uruchamia kadr. Podstawowym działaniem „uruchamiającym” jest tu jednak montaż. Chodzi nie tylko o zestawianie fotografii w pewnym porządku (pozwalającym na prowadzenie logicznej narracji albo też kontrastowanie znaczeń),
o grę obrazem (np. „skokowe” przesuwanie fotografii w kadrze, co ma imitować przedstawiony na danym zdjęciu skok na gumowej piłce), ale też o łączenie tych fotografii z materiałami filmowymi i z dźwiękiem. Zdjęciom towarzyszą przecież opowieści czy dialogi,
tłem są odgłosy ulicy albo piosenki dziecięce. Cała ta warstwa audialna nie musi mieć charakteru diegetycznego, jej montaż z warstwą wizualną jest arbitralny, lecz spójny i zrozu-
100
s. 86-105
109 (2020)
Kwartalnik Filmowy
miały. Inaczej, jak wspomniałam, rzecz ma się z fragmentami filmowymi zarejestrowanymi
w nowym Byker. Kontrasty, jakimi operuje tu reżyserka, pozwalają uruchomić zarówno
to, co wizualne, jak i audialne. Mechanizm ten działa na wszystkich poziomach – i przy łączeniu obrazu z dźwiękiem w obrębie materiałów filmowych czy też fotograficznych, i przy
zestawianiu tych scen ze sobą.
W efekcie otrzymujemy złożoną k o n s t r u k c j ę – i właśnie ten konstrukcyjny charakter Byker okazuje się kluczowy dla interpretacji filmu i przestrzeni w nim pokazanej.
Konttinen bowiem dopasowuje do siebie rozproszone elementy tak, by końcowa struktura
miała silnie ideologiczny wydźwięk. Na powrót s c a l a to, co zniszczone, przekreślając
proces wyburzania. Stara się też obrazem przedstawić to, co wybrzmiewa w komentarzu
odautorskim – Byker to nie slumsy, ale wspólnota. Od początku filmu konsekwentnie buduje, by trzymać się Lefebvre’owskiej koncepcji, własną (wspólnotową?) przestrzeń reprezentacji. To, co planiści uznaliby zapewne za przestrzeń biedy, ukazuje jako przestrzeń
życia, organicznie związaną z mieszkańcami, przez nich odmienianą i dopasowywaną do
jednostkowej wyobraźni. Nie znaczy to wcale, że reżyserka idealizuje rzeczywistość, poetyzuje nędzę. Bieda jest tu stale obecna zarówno w obrazie, jak i słowie: jako doświadczenie, trauma, upokorzenie ale także zasada istnienia wspólnoty (jak wspomina jedna z kobiet
– w starym Byker nikt nikomu niczego nie zazdrościł, bo nikt niczego nie miał). Chodzi tu
raczej o upodmiotowienie zarówno samej społeczności, jej poszczególnych reprezentantów,
ale też ich przestrzeni. Konttinen składa mozaikę obrazów i dźwięków w taki sposób, że
anonimowa postać w kadrze, sfotografowana na tle swego skromnego domostwa, staje się
zindywidualizowaną jednostką prezentującą miejsce wykreowane na własnych zasadach.
A pozornie zunifikowana przestrzeń ulicy i monotonnej, „bezosobowej” architektury okazuje się sprzęgnięta z dynamiką egzystencji lokalnej wspólnoty. Wrażenie to jest tym silniejsze, im mocniej w kadry wdzierają się obrazy zniszczenia. Od połowy filmu życie
zaczyna uciekać z przestrzeni – jak w fotografii, na której widać rząd domów w połowie
jeszcze stojących, a w połowie wyburzonych. Skromne, schludne pokoje z pierwszej części
Byker zostają skontrastowane ze zwałami gruzu, desek, opuszczonymi wnętrzami z resztkami tapet i porzuconych sprzętów. Wyburzenie tkanki miejskiej (slumsów) jest tożsame
z likwidacją wspólnoty. Zaś koncepcja „bezstratnego” przeniesienia jej w nową przestrzeń,
nawet jeśli dla tej społeczności zaplanowaną, musi być mrzonką, jeśli nie decydują o niej
sami mieszkańcy. Film jest jednocześnie i elegią, i jej zaprzeczeniem, bowiem odwraca proces anihilacji, choćby tylko symbolicznie.
Między nową falą a thatcheryzmem
Oczywiście, przedstawienia przestrzeni robotniczego osiedla w Byker nie są „niewinne” – wpisują się w bogatą tradycję brytyjskiego filmowego (i fotograficznego) realizmu
społecznego, a zatem funkcjonują w kontekście estetyki mocno skonwencjonalizowanej
i zideologizowanej. Film Konttinen powstał na początku lat 80. i choć sprawy, o których
mówi, mają swój początek jeszcze w latach 60. (plany i decyzje o przebudowie dzielnicy),
nie sposób nie widzieć go przez pryzmat epoki thatcheryzmu oraz kina społecznego, które
wówczas powstawało. W tym kontekście Byker okazuje się projektem nieoczywistym. Po
pierwsze dlatego, że niejako odrzuca retorykę dominującą w latach 80. i powraca do tej typowej dla lat 60., a po drugie, że swoim, nazwijmy to, lewicowym tonem paradoksalnie
występuje przeciw ideologii właściwej nie tyle polityce thatcheryzmu, ile laburzystów.
Jeśli przyjąć podział zaproponowany przez Huw Benyona, a dotyczący reprezentacji pracy brytyjskiej klasy robotniczej w filmie, wyodrębnioną przez niego fazę „pracy he-
101
Kwartalnik Filmowy
109 (2020)
s. 86-105
roicznej” można przyporządkować latom 60., natomiast fazę „zniszczenia pracy” właśnie
latom 80. Ta pierwsza dotyczy przede wszystkim obrazów typowych dla filmów brytyjskiej
Nowej Fali. Idąc za manifestem poprzedzającego nową falę dokumentalistycznego ruchu
Free Cinema i jego szerszą eksplikacją pióra Gavina Lamberta36, filmy te miały wyrażać
wiarę w „poezję dnia codziennego”. Skupiały się na portretowaniu dotąd niechętnie przedstawianej, bo mało reprezentacyjnej, powszedniej rzeczywistości niższych warstw społecznych, a więc przestrzeń – i miejska, i domowa – miała tu niepoślednie znaczenie. To właśnie
filmom z tego okresu zawdzięczamy krystalizację obrazów-znaków jednoznacznie wskazujących na przynależność do nurtu realizmu społecznego. Do nich należą ikoniczne wizerunki niekończących się rzędów ceglanych domków, ciasnych kuchennych wnętrz,
przymglonych pejzaży miast na tle fabrycznych hal i kominów. Poezja, o której pisał Lambert, nie miała oznaczać idealizacji, choć z pewnością wiązała się z estetyzacją. Na przełomie
lat 50. i 60., a więc w czasie wzrostu zainteresowania kulturą robotniczą, obrazy te miały
szczególną nośność i na długo określiły ikonografię typową dla kina realizmu społecznego.
I choć w filmach nowej fali de facto bardzo niewiele miejsca poświęca się przedstawieniom
samej pracy, z pewnością można mówić o fazie „heroiczności”, przy czym heroizm wiąże
się tu przede wszystkim z etosem, silną tożsamością klasową. W ciągu dwóch dekad,
zwłaszcza po objęciu rządów przez Partię Konserwatywną i Margaret Thatcher w 1979 r.,
etos ten uległ rozpadowi, tak jak i cała kultura klasy robotniczej, przede wszystkim z racji
politycznego i gospodarczego przesunięcia Wielkiej Brytanii w stronę neoliberalizmu oraz
ogromnych kosztów społecznych tych przemian. Faza „zniszczenia pracy” wiąże się więc
ze niszczeniem tożsamości klasowej, a co za tym idzie – wspólnotowości. Konttinen nie podejmuje otwarcie tej kwestii, ale jej film, wchodząc na obszar dobrze rozpoznanej tradycji
wizualnej, musi funkcjonować w tym szerszym kontekście. Reżyserka nie stosuje jednak
środków właściwych ponurej estetyce ówczesnych filmów takich twórców, jak Ken Loach,
Mike Leigh czy Alan Clarke. Choć Byker dotyczy przede wszystkim rozpadu, to jednak cała
pierwsza jego część odsyła właśnie do „poezji dnia codziennego” i ikonografii przestrzeni
właściwej filmom z początków lat 60. Ma to swój ciężar ideowy (ideologiczny?) – sięganie
do stylu fazy heroiczności, gdy wszystko jest zanurzone w fazie niszczenia, to również działanie kontestacyjne.
Druga ze wspomnianych nieoczywistości dotyczy kierunku krytyki obecnej
w Byker. Sytuując film na tle brytyjskiego kina społecznego lat 80., trudno mieć wątpliwości
co do antythatcherowskiej wymowy. A przecież plany urbanistyczne, koncepcje architektoniczne i sama przebudowa wyrastały z lewicowego przekonania o konieczności poprawy
warunków życia niższych klas społecznych. Przebudowa Byker miała być symbolem podejścia progresywnego, otwartego na głos mieszkańców. Samo osiedle miało być osiedlem
komunalnym, nie można więc mówić tu o gentryfikacji (typowej dla czasów thatcheryzmu).
Oczywiście, zarówno projekt Konttinen, jak raport Malpassa udowadniają, że piękny plan
zawiódł, nie wyszedł poza dobre intencje. Niemniej utopia, jaką niewątpliwie była koncepcja nowego osiedla bezboleśnie adaptującego się do istniejącej już struktury społeczności,
miała charakter lewicowy, wypływała ze specyficznego sposobu myślenia, jaki towarzyszył
powojennym założeniom urbanistycznym w Wielkiej Brytanii. Przy tym była jednak formą
i n ż y n i e r i i s p o ł e c z n e j – przykładem eksperymentu przeprowadzonego przy jedynie
pozornym uczestnictwie „przedmiotu” tych działań. Co ważne, Konttinen zdawała sobie
sprawę, że ten rodzaj narzucania rzeczywistości urbanistycznej (i architektonicznej) nie jest
niczym nowym: Stare Byker również zostało wybudowane w zasadzie od razu jako całość, na użytek
robotników lokalnego przemysłu, choć nie dla jednego, konkretnego zakładu. Dzielnica przetrwała
wystarczająco długo – jakieś trzy, cztery pokolenia – żeby mieszkańcy zdążyli uformować ścisłą spo-
102
s. 86-105
109 (2020)
Kwartalnik Filmowy
łeczność. Stabilność przemysłu, świadomość materialnej trwałości samej dzielnicy temu sprzyjały,
społeczność mogła się wzmacniać i rosnąć37. Te trzy, cztery pokolenia zapewniły więc naturalne
„zarastanie” tej części miasta organiczną tkanką wspólnotowości aż do momentu, kiedy
stały się jednym, kiedy zniknęła obcość narzuconej, przyfabrycznej architektury. Właśnie
ten zrost przestrzeni, układu ulic i budynków z trajektoriami ludzkiej egzystencji tak wyraźnie manifestuje się w obrazach starego Byker.
Pozostaje pytanie, być może retoryczne: czy skoro Sirkka-Liisa Konttinen na swój
sposób na nowo skonstruowała miejsce i wspólnotę, których fizyczne zniszczenie obserwowała, jej projekt także można uznać za rodzaj inżynierii społecznej w służbie określonej
idei? Tak, lecz nie do końca. Przynależność, a może wrośnięcie artystki w społeczność, o której opowiada, przeczyłaby takiej konstatacji. Reżyserka nie narzuca tej społeczności własnej
wizji, nie strukturuje – jak Lefebvre’owscy naukowcy, urbaniści i artyści z zacięciem społecznym – obrazu rzeczywistości, który odgórną decyzją ma stanowić idealne rozwiązanie
lokalnych kwestii społecznych. Konttinen patrzy od środka, choć staje za aparatem/kamerą,
przedstawia świat na zasadach i warunkach tych, którzy w tym świecie żyją. Potem przychodzi jednak czas złożenia elementów w audiowizualną całość i rzeczywiście, w tym momencie zamienia się w inżynierkę społeczną projektującą utopię.
W 2003 r. Sirkka-Liisa Konttinen powróciła do nowego Byker – teraz już Byker Wall
Estate. U progu nowego wieku osiedle zamieszkiwała społeczność wielokulturowa – głównie oczekujący na decyzję o azylu uchodźcy z Afryki, Bliskiego Wschodu, Azji. Powrót ten
zaowocował znów i albumem fotograficznym (Byker Revisited. Portrait of a Community38),
i filmem dokumentalnym (Today I’m With You, 2010). Artystka zachowała formułę „portretu
rodziny we wnętrzu”, ale narracje starszego i nowszego projektu mają odwrotne kierunki.
Byker rysowało homogeniczną wspólnotę rozbitą i zatomizowaną przez dyrektywy urbanistów. Byker Revisited. Portrait of a Community/Today I’m With You pokazują gotowe miejsce,
które dało schronienie (a może i szansę wspólnotowości) społeczności heterogenicznej pod
względem i etnicznym, i kulturowym. Ten epilog z początku XXI w. z czasem zaczął odrywać się od swego „zasadniczego” tekstu, jakim był Byker. Opowieść o nim byłaby już jednak
opowieścią o całkiem nowym porządku społecznym i politycznym, w całkiem innym kontekście urbanistycznym.
1
Taka argumentacja pojawia się zarówno
w opublikowanej na stronie internetowej
Amber historii kolektywu – https://www.amber-online.com/about/history/, jak i w wywiadach z poszczególnymi jego członkami –
https://www.amber-online.com/colle ction/actt-interviews/ (dostęp 12.11.2019).
2
Tradycyjną kulturę, zwyczaje, wartości
i światopogląd brytyjskiej klasy robotniczej
doskonale opisał Richard Hoggart w swojej
przełomowej pracy The Uses of Literacy wydanej w Londynie w 1957 r. W Polsce książka ta ukazała się pod tytułem Spojrzenie na
kulturę robotniczą w Anglii (tłum. A. Kłoskowska, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1976).
3
Fragment wypowiedzi Sirkki-Lissy Konttinen w filmie Byker.
4
https://shop.amber-online.com/collections/books-catalogues/products/sirkka-liisakonttinen-byker (dostęp 23.11.2019).
5
S-L. Konttinen, Byker, Bloodaxe Books, Amber Side, Newcastle 1988. Konttinen przytacza tę wypowiedź, starając się zachować
brzmienie typowe dla dialektu Geordie,
charakterystycznego dla regionu Northumberland, a więc północno-wschodniej Anglii, gdzie leży również Newcastle. Dlatego
też obecne tu „tarra”, oznaczające pożegnalne „cześć”, różni się nieco zapisem od
słownikowego „ta-ra”.
6
Z rozmowy przeprowadzonej przez autorkę
z Sirkką-Liisą Konttinen w listopadzie
2017 r.
7
Tamże.
8
Zob. R. Hoggart, dz. cyt.
103
Kwartalnik Filmowy
109 (2020)
9
s. 86-105
Z rozmowy przeprowadzonej z Sirkką-Liisą
Konttinen.
10
Zaskakujące, jak blisko idea Sirkki-Liisy
Konttinen była idei polskiej artystki, Zofii
Rydet. Zestawienie zdjęć przedstawiających
mieszkańców Byker w ich domach z cyklem
Zapis Socjologiczny Rydet (niemal dekadę
późniejszym), a także intencji autorskich
obu fotograficzek, może się okazać bardzo
inspirujące. Konttinen poznała prace Rydet,
ale znacznie później niż powstał jej własny
projekt.
11
D. Kynaston, Austerity Britain, Bloomsbury,
London 2007, s. 30-31.
12
Tamże.
13
Tamże, s. 35.
14
Tamże, s. 45-47.
15
An Enquiry Into People’s Homes. Publication
for the Advertising Service Guild, Mass Observation Archive, University of Sussex Special Collections, 1943.
16
Za: D. Kynaston, dz. cyt., s. 51.
17
Zob. Raport Fundacji NHBC, s. 20.
https://www.nhbc.co.uk/cms/publish/consumer/NewsandComment/HomesThroughTheDecades.pdf (dostęp 13.11.2019).
18
Pełne opracowanie dotyczące Ralpha Erskine’a i jego partycypacyjnego modelu pracy
można znaleźć w tekście: N. Vall, Social Engineering and participation in Anglo-Swedish
housing 1945-1976: Ralph Erskine’s vernacular
plan, „Planning Perspectives” 2012, tom 28,
nr 2, s. 223-245. https://doi.org/10.1080/02665433.2013.737710 (dostęp: 16.11.2019).
19
Wystarczy przywołać kilka opinii z brytyjskich mediów i ze stron internetowych poświęconych architekturze: https://www.theguardian.com/society/2005/mar/22/housingpolicy.guardianobituaries;
https://www.bbc.co.uk/tyne/content/articles/2007/01/06/byker_redevelopment_feature.shtml; https://architectuul.com/architecture/byker-wall. W 2007 r. Byker Estate otrzymała kategorię Grade II na oficjalnej liście
najbardziej znaczących budowli i miejsc
w Wielkiej Brytanii: https://historicengland.org.uk/listing/the-list/list-entry/1392128
(dostęp: 15.12.2019).
Karolina Kosińska
104
20
P. Malpass, A reappraisal of Byker. Part 1:
Magic, myth and the architect, „Architects’
Journal“ 9.05.1979, s. 961-969; tegoż: A reappraisal of Byker. Part 2: Magic myth and the
architect, „Architects’ Journal“ 16.05.1979,
s. 1011-1020.
21
N. Dennis, In dispraise of political trust, w:
Public participation in planning, red.
W. Sewell, J. Coppock, Wiley, London 1977.
Cyt. za: P. Malpass, A reappraisal of Byker.
Part 2, dz. cyt., s. 1014.
22
P. Malpass, A reappraisal of Byker. Part 1, dz.
cyt., s 964.
23
Cytat z filmu Byker.
24
https://shop.amber-online.com/collections/books-catalogues/products/sirkka-liisakonttinen-byker (dostęp 22.11.2019).
25
Tamże.
26
Tamże.
27
A. Honess, Roe, Spatial Contestation and Loss
of Place in Amber’s „Byker“, „Journal of
British Cinema and Television” 2007, tom
4, nr 2, s. 307-321.
28
Zob. H. Lefebvre, The Production of Space“,
tłum. D. Nicholson-Smith, Blackwell, Oxford 1991, s. 37-41.
29
A. Honess Roe, dz. cyt., s. 310.
30
H. Lefebvre, dz. cyt., s. 38.
31
Tamże.
32
Tamże, s. 39.
33
D. Harvey, From space to place and back again:
reflections on the condition of postmodernity,
w: Mapping the Futures: Local Cultures, Global
Change, red. J. Bird, B. Curtis, T. Putnam,
G. Robertson, L. Tickner, Routledge, London 1993, s. 3-29. Cyt. za: A. Honess Roe,
dz. cyt., s. 311.
34
Tamże.
35
Tamże, s. 313-315.
36
G. Lambert, Free Cinema, Sight & Sound
1956, tom. 25, s. 174.
37
Z rozmowy przeprowadzonej z Sirkką-Liisą
Konttinen.
38
S.-L. Konttinen, Byker Revisited. Portrait of
a Community, Northumbria Press, Newcastle upon Tyne 2009.
Doktor filmoznawstwa, adiunkt w Zakładzie Antropologii Kultury,
Filmu i Sztuki Audiowizualnej w Instytucie Sztuki Polskiej Akademii
Nauk. Redaktorka naczelna „Kwartalnika Filmowego”. Autorka
książki Androgyn. Tożsamość, tęsknota, pragnienie (2015), uhonorowanej Nagrodą im. Bolesława Michałka za najlepszą książkę filmoznawczą roku. Zainteresowania naukowe: brytyjskie kino społeczne
i formy filmowego realizmu społecznego.
s. 86-105
109 (2020)
Kwartalnik Filmowy
Bibliografia
Beynon, H. (2001). Images of Labour/Images of Class. W: S. Rowbotham, H. Beynon (red.),
Looking at Class: Film, Television and the Working Class in Britain (ss. 25-40). London – New
York: Rivers Oram Press.
Harvey, D. (1993). From Space to Place and Back Again: Reflections on the Condition of Postmodernity. W: J. Bird, B. Curtis, T. Putnam, G. Robertson, L. Tickner (red.), Mapping the
Futures: Local Cultures, Global Change (ss. 3-29). London: Routledge.
Honess Roe, A. (2007). Spatial Contestation and Loss of Place in Amber’s „Byker”. Journal of
British Cinema and Television, 4 (2), ss. 307-321.
Konttinen, S.-L. (1988). Byker. Newcastle: Bloodaxe Books – Amber Side.
Kynaston, D. (2007). Austerity Britain. London: Bloomsbury.
Lambert, G. (1956). Free Cinema. Sight & Sound, 25, s. 174.
Lefebvre, H. (1991). The Production of Space (tłum. D. Nicholson-Smith). Oxford: Blackwell.
Malpass, P. (1979, 16 maja). A Reappraisal of Byker. Part 2: Magic, Myth and the Architect, Architects’ Journal, ss. 1011-1020.
Malpass, P. (1979, 9 maja). A Reappraisal of Byker. Part 1: Magic, Myth and the Architect. Architects’ Journal, ss. 961-969.
Vall, N. (2012). Social Engineering and Particpation in Anglo-Swedish Housing 1945-1976:
Ralph Erskine’s Vernacular Plan. Planning Perspectives, 28 (2), ss. 223-245.
https://doi.org/10.1080/02665433.2013.737710
Keywords:
Sirkka-Liisa
Konttinen;
Amber collective;
British cinema;
social realism;
architecture;
urban planning;
community
Abstract
Karolina Kosińska
Architecture, Urban Planning and Community – Byker by
Sirkka-Liisa Konttinen
The article focuses on the project Byker (1983) by Sirkka-Liisa Konttinen, a member of the Amber Collective from Newcastle, documenting social life of the working-class communities in Northern
England. On the one hand, the film is a record of the transformation
of Byker (the city’s authorities decided to demolish the terraced
houses, declaring them as slums, and to replace them with a modern development – blocks of flats designed by Ralph Erskine). On
the other, it may be treated as a voice in the lively discussion concerning postwar British architecture and urban planning. Kosińska
argues that Byker, although quite nostalgic in tone, is above all – because of its hybrid form and also its complex rhetorical devices –
trying to symbolically reverse the process of annihilation, to
(re)construct the community, and to give the control over the living
space back to this community. Kosińska refers to the arguments of
Annabell Honess Roe and to the theory of the space as a social product formulated by Henri Lefebvre. She also places the film in the
context of urban planning, using the account written by Peter Malpass that destroys the myth of success that accompanied the redevelopment of Byker.
105